Dobra szlachta contra źli pasterze
„Migracje wołoskie” to pojemne pojęcie na poły socjologiczne, które psuje historiografię swą niejasnością. „Migracje” pojawiły się jako pochodna nieuchwytnego dla historyków statusu pasterzy wołoskich w czasie i przestrzeni. „Migracje” to synonim braku porządku, to skojarzenia z bezprawiem, gdyż chaos migracji miałby prowadzić do naruszenia prawa.
Stąd historycy i etnografowie wierni są poglądowi, że migracje tzw. Wołochów mogła opanować tylko „stacjonarna” własność ziemska Królestwa Polskiego (szlachta, starostowie, biskupi) i jej prawo. Oto przykłady:
Kazimierz Dobrowolski, rok 1930: Pasterski żywioł nomadzki, trudno uchwytny, skłonny do rozbojów, niszczący lasy wypalaniem pastwisk i trzodami, pustoszący zasiewy, z natury rzeczy musiał wywołać i wielkich posiadaczy ziemskich […] tendencję do związania go na stałe z określonym miejscem [s. 143];
Krystyna Pieradzka, rok 1939: Wołochów nikt nie przyzywał, lecz ludność przenoszącą się z miejsca na miejsce osadzano na roli, aby nie robiła szkód po lasach i halach górskich [s. 91];
Roman Reinfuss, rok 1948/49: Z czasem jednak udało się czynnikom administracyjnym opanować koczownicze przyzwyczajenia Wołochów i zmusić ich do budowania osiedli stałych [1948/49, s. 118].
Jerzy Czajkowski [1999]: […] ludność pospolita […] sama peregrynowała ze swymi stadami przez lasy i bezdroża Karpat [s. 194];
U Grzegorza Jawora [rok 2000] dotychczasowy obraz zmienił się zupełnie, na plan pierwszy wychodzą Wołosi, to zapewne oni mogli dyktować warunki szlachcie, gdyż: […] mogła to być akcja planowa i zorganizowana, niekoniecznie będąca wynikiem dążeń wielkiej własności ziemskiej, a woli przybyszów poszukujących stałych miejsc osiedlenia [s. 55].
Krótko mówiąc: Wołosi tak sobie migrowali i migrowali na chybił trafił i bez sensu aż w końcu trafiał im się szczęśliwy moment w postaci właściciela ziemi, który dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniał ich z pasterzy w hodowców. Znamienne jest to, jak pisał Roman Reinfuss: nie o tym, co Wołosi robili sami, ale o tym, co z Wołochami można było robić. Przedstawiał ich jako grupę pasywną, podporządkowaną: „zaczęto osiedlać pasterzy wołoskich”, Wołochom „pozwolono się tam osiedlać” [1948/49, s. 122].
Uważam, że migracja niczego nie wyjaśnia. Odpowiedzi wymagają bowiem takie pytania: czy właściciele ziemi traktowali przybyszy jako zrządzenie losu czy tym „losem” zarządzali? Wołosi wędrowali nie wiadomo dlaczego, czy wiedzieli, dokąd i po co idą? Co szlachta albo starosta królewski wiedział o Wołochu, a co Wołoch o nich, że decydowali się na spotkanie? Czy coś mogło łączyć obydwie strony, a nie skłócać?
Szlachta niezbyt zamordystyczna…
Jeśli będziemy myśleć zgodnie z tradycyjnym i powszechnie przyjmowanym do dziś stanowiskiem, że to szlachta stanowiła stronę dominującą, że zmuszała Wołochów do osiadłości, to mamy taki scenariusz: szlachcic najpierw dokonywał obław na wędrowne gromady wołoskie, a potem… dobrowolnie się ograniczał: siadał z ich kniaziem do negocjowania lokacji i przyjmował na siebie serię zobowiązań.
Twierdzę, że do takich sprzeczności nie dochodziło, bo Wołosi byli ludźmi wolnymi, stada były ich własnością uznawaną przez wszystkich zainteresowanych. Szlachta czy starostowie nie mogli ich potraktować inaczej, jak zgodnie z prawem – lokacja była aktem prawnym. Prawo, zobowiązując obydwie strony umowy, decydowało o wszystkim. Bez prawa pasterze i szlachcic mieliby sobie do zaoferowania tylko konflikt.
Wędrówka w majestacie prawa
Pasterze wyruszali z Siedmiogrodu czy Wołoszczyzny jako nosiciele prawa wołoskiego, trwałej i sprawdzonej instytucji. Reprezentowała je elita kniaziowska, ludzie uprzywilejowani przez to prawo, zainteresowani jego funkcjonowaniem, otrzymujący na jego mocy najlepsze warunki lokacyjne.
Grupa opuszczała dawną siedzibę i przybywała na miejsce przyszłej wsi jako podmiot prawa, jako ustrukturyzowana gromada chroniona prawem w czasie wędrówki, w trakcie lokacji i po niej. Szlachcic, czyli przyszły właściciel wsi, znał prawo wołoskie. Obydwie strony rozumiały wagę prawa. Inaczej stałoby przed nimi zbyt wiele nieporozumień i ryzyka, aby podejmować się z jednej strony wędrówki w nieznane, a z drugiej nieprzewidywalnej w następstwach „lokacji”.
Trudno zgodzić się z twierdzeniami większości badaczy, że lokację nowych wsi tzw. wołoskich wymuszała wielka własność ziemska Królestwa Polskiego. Lokacja nie była wymuszana ani na właścicielu ziemi, ani na przybyszach. Prawo decydowało o tym, że lokowanie wsi musiało odbywać się jako proces bezpieczny dla obydwu stron. A zatem: migracja i kolonizacja wynikały z dobrowolnej chęci zmiany życia obydwu stron na lepsze.
Obydwie strony były przygotowane na spotkanie. Wędrówka i lokacja stanowiły proces kierowany i przewidywalny, korporacja pasterska i feudał mieli świadomość przyszłości nie mniejszą niż dziś kompanie handlowe. Wcześniej negocjowano warunki ekonomiczne osiedlenia się/lokacji.
Jak traktować daty lokacji wsi na Łemkowszczyźnie, które historycy ukazują jako daty reakcji feudałów na przybycie kolejnych nieoczekiwanych fal Wołochów? Te daty nie wynikały z zaskoczenia, z niekontrolowanych przypływów, a z planu właścicieli ziemi. Kazimierz Dobrowolski narzekał, że Wołosi znaleźli się w źródłach dopiero wtedy, gdy zainteresowała się nimi wielka własność ziemska. Odwrotnie, należy przyjąć, że ich pojawienie się udokumentowane zostało właśnie w najodpowiedniejszym momencie. Feudał nie musiał rejestrować procesu spotkania i negocjacji z pasterzami, gdyż tego nie regulowało żadne prawo, więc nie miało to sensu praktycznego. Dokumenty rejestrują efekt końcowy, rzecz najważniejszą: lokację wsi.
Prawo bierze wszystko
Podsumowując, należy zmienić podejście do relacji feudał-osadnik, czyli mechanizmów kolonizacji/pojawienia się Wołochów. Istniało prawne partnerstwo lokacyjne, a nie przymus właścicieli ziemi. Nie było chaotycznych migracji, a kolonizacja jako akcja planowa wynikająca z zapotrzebowania na siłę roboczą.Migracja Wołochów w XVI wieku mało różniła się od migracji Rusnaków do USA na przełomie XIX i XX wieku w tym sensie, iż trudno, aby w USA dopiero pod napływem migrantów wymyślono kapitalizm spragniony rąk do pracy. Najpierw jest popyt, potem podaż. Należy zmienić akcenty: to chęć kolonizacji wywoływała migrację, a nie odwrotnie. Najpierw była kolonizacja jako plan działania feudała, a potem krótkotrwała wędrówka (w ujęciu historyków: migracja) jako plan działania Wołochów. O bezprawnym przymusie należy zapomnieć, a postawić na łączące obydwie strony prawo.